Riot Act

Riot Act

Okładka singla I Am Mine Okładka limitowanego singla Bu$leaguer Okładka singla Save You

Współczesna technika, wybitny brak silnej woli i charakteru kolejny raz pozbawiły mnie tej rzadkiej, lecz jakże wyjątkowej przyjemności. Polaga ona na tym, że dowiadujesz się o nowej płycie Pearl Jam'u, czekasz na wszelkie informacje i przecieki... znasz już jej, tutuł datę ukazania się w sklepach i gdy nadchodzi ten dzień (pieniądze masz już dawno odłożone) udajesz się do "muzycznego", biegiem wracasz do domu i z przyspieszonym biciem serca, dreszczami na całym ciele wsłuchujesz się w te zawsze wspaniałe melodie. Jednak ja nie potrafiłem wytrzymać, nie poczekałem do oficjalnej premiery i poprosiłem o przegranie "Riot Act" na kilkanaście dni przed 12. listopada (to data faktycznej polskiej premiery, bo przecież, jak powiedział mi pewien sklepikarz, w święto nowych płyt nie dowożą).
Czekałem więc na przesyłkę... miałem mieszane uczucia. Z "Trójki" dowiedziałem się, że jest to najspokojniejsza płyta w dorobku zespołu... utwór z pierwszego singla jakoś nie przypadł mi do gustu... miałem pewne obawy...
Nadszedł dzień, gdy "pirat" znalazł się w odtwarzaczu. Przesłuchałem raz, potem drugi, trzeci... i juz byłem zakochany w Can't Keep, Save You, Love Boat Captain (który buduje napięcie podobnie jak Present Tense... piosenka napisana pod wpływem tragedii w Roskilde), no i oczywiście w You Are, który od początku zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Nie zawiodłem się. Przekonałem się, że zespół ewoluuje we właściwym kierunku, w kierunku, który odpowiada mi w 100%!
Po kolejnych kilkunastu przesłuchaniach zacząłem uwielbiać "Riot Act" w całości, którą te piętnaście utworów niewątpliwie tworzy. Faktycznie: jest bardzo spokojnie, można nawet powiedzieć, ze melancholijnie, refleksyjnie. Taki jest np. I Am Mine, który teraz wywołuje u mnie duże emocje.
Nie zagłębiałem się jeszcze w teksty piosenek i ich znaczenie... daję się na razie ponieść samej muzyce, w którą wkład miał praktycznie cały zespół (najmniej zrobił M. McCready, Cameron nieźle się popisał, reszta wspina się na wyżyny). Instrumenty klawiszowe, które Pearl Jam pierwszy raz postanowił wykorzystać podczas nagrywania własnego albumu, w rękach Kennetha Gaspara okazały się strzałem w dziesiątkę! Dodały smaczku, stworzyły swoisty klimat... muzyka ogólnie z płyty na płytę staje się dojrzalsza, bardziej skomplikowana, mądrzejsza. Niezmiernie cieszę się, że mogę dojrzewać razem z muzyką Pearl Jam'u. Czasami mam wrażenie, jakby kształtowała ona troszeczkę moją osobowość... nie wiem, jak Oni to robią, ale zawsze trafiają w moje gusta. Nie chciałbym usłyszeć kolejnego Ten'a (choć do niedawna o tym marzyłem), to zamknięty etap, inna epoka, lata wczesnej młodości, żywioł. W moim życiu przyszła pora na coś nowego, nie wiem jeszcze na co, ale czuję to, a słuchanie Riot Act tylko mnie w tym utwierdza. Czy to oznaki starzenia się? Jeśli tak, to czy to jest złe, czy należy z tym walczyć? Czyż płyta stworzona przez tych prawie czterdziestoletnich facetów nie jest piękna?
Myślę, że gdy dobrze ją już poznasz, poruszy także i Twoje serce.


Recenzja Kasi Kapturzak:


Wszyscy wiemy jak to jest, kiedy odkładamy pieniądze i czekamy na ten magiczny dzień. Na dzień premiery. Na nowa płytę! Płytę Pearl Jam'u! Biegniemy do sklepu. Kupujemy. Wracamy... włączamy sprzęt... i... pierwsze akordy... pierwsza piosenka, potem druga, itd. Siedzimy, stoimy, słuchamy. TO JEST TO! RIOT ACT zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Pokochałam ją. Jest cudowna.
Płytka zaczyna się... niespokojnie. Dwa szybkie utwory i przejście w płynący spokój. Love Boat Captain - miłość i ból... historia prawdziwa. Takie jest życie. Jeden koleś napisał mi, że "ciągnie się w nieskończoność"... Protestuję! Mnie się podoba i porusza moje serce. Stała mi się bliska.
Największe wrażenie zrobił jednak na mnie utwór 14. - Arc... Bardzo króciutki, tajemniczy, ale jaki? Tyle daje do myślenia. Vedder pokazuje swoje zdolności wokalne pod każdą postacią. Od razu widać, że jest w nim kropla krwii indiańskiej. Okrzyki, a w tle "grobowy" chór. Mam swoją wizję co do tej piosenki, ale nie będę się nad nią jednak rozwodzić.
Czy to wołanie o pomoc?
Czy wyrzucanie z siebie bólu?
Czy może smutku?
Nie wiem! Może nawet on sam nie wie. Mnie osobiście bardzo podoba się ten utwór. Jest pierwszym, który zrobił na mnie tak ogromne wrażenie po przesłuchaniu płyty. Pierwszym, który dał mi do myślenia, który spowodował, że... poczułam... który przeszył mnie swoją oryginalnością i... pokochałam go!
You Are! Totalnie odjechany kawałek. Taki inny, mało pearljamowy, a zarazem... ich. Pewnie każdemu przypadł do gustu, bo jak może się nie podobać? Te gitarki i perkusja, solówki. Mike znowu nas szokuje. Zwariowałam. Eddie manipuluje głosem... możemy usłyszeć poważny, męski głos, a także zupełnie vedderowki wokal.
Niepowtarzalny! Niesamowity! Jedyny! Co mogę powiedzieć? Oczywiście każdy ma swoje zdanie na ten temat, ja tylko wyrażam swoją opinię. Musiałam hamować się troszeczkę z tekstami - wiecie o co chodzi!
Płytka kończy się spokojniutkim All Or None - bardzo ładna piosenka. Reszta jest też wspaniała i niesamowita. Każdy, kto powinien mieć tę płytę w swojej kolekcji, na pewno już ją ma i zachwyca się coraz bardziej nad jej brzmieniem, podobnie jak ja. Chciałam jeszcze dodać, że część techniczna/plastyczna/artystyczna... jest piękna. Pięknie jest wydana. Czarny krążek... spin the black circle! - chciałoby się napisać. Ja osobiście jestem bardzo zadowolona i mile zaskoczona.

Kasia (Gniezno)
inez0@poczta.onet.pl


Recenzja z Gazety Wyborczej:


Piotr Iwicki

Wszystko wskazuje na to, że nic tak odświeżająco nie działa na rocka jak sporadyczne powroty do źródeł przy jednoczesnym technologicznym zaawansowaniu produkcji na miarę XXI wieku. Nowy album Pearl Jam to z jednej strony ostrość fraz porównywalna ze znakomitym albumem sprzed lat zatytułowanym "Ten", z drugiej zaś genialna realizacja - dzieło Adama Kaspera i Brendana O'Briena
Zapowiedzią krążka był bardzo udany singel z piosenką "I Am Mine", który pojawił się na rynku 8 października i szybko trafił na listy przebojów. Warto dodać, że Pearl Jam przyjął dosyć ciekawą strategię marketingową tego singla, bowiem niemal miesiąc wcześniej można było posłuchać "I Am Mine" na serwerze AOL (America On Line). Liczba wejść była bardzo pomyślnym zwiastunem dla grupy.
Piękna i melodyjna "I Am Mine" zdecydowanie nie jest najbardziej reprezentatywnym utworem nowego albumu. Miłośnicy mocnych fraz zapewne zasmakują w "Save You", gdzie tło klawiszy ustąpiło miejsca ostrym gitarom (czy i wy słyszycie tu echa Red Hot Chili Peppers z "Californication"?), bądź w refleksyjnej "Love Boat Captain" odwołującej się wprost do brzmienia sprzed dekady. Z innej bajki pochodzi "Thumbing My Way", przywodzi na myśl ballady Dylana, czyli rock doprawiony akustycznym folkowym (!) sosem. Kto wie, czy to nie kolejny kandydat na hit? Brawa należą się też za eksperymentowanie płaszczyznami brzmieniowymi, gdzie muzyczna opowieść (choćby w "You Are") odbywa się na kilku muzycznych planach, a to w dorobku Pearl Jam nowość.
"Riot Act" to płyta, na którą fani rocka i Pearl Jam musieli czekać dosyć długo, jednak to, co dostali, dowodzi, że warto było uzbroić się w cierpliwość.


Lista piosenek:


okładka książeczki z Riot Act